Rozpędzeni w zdobywaniu Korony Gór Polskich, postanowiliśmy początkiem lata wyjechać w Beskid Żywiecki i zmierzyć się z Diablakiem, czyli Babią Górą 1725 m n.p.m. Trudów organizacyjnych wyjazdu podjął się Komandor Igor Kochanowski, któremu należą się wielkie podziękowania za sprawną logistykę i dynamikę działania. Zebrał on dużą grupę 24 uczestników Rajdu, która przyjechała 29 czerwca 2018 r. do położonej na Orawie Zubrzycy Górnej. Rozległa wieś, co częste w tamtych terenach, z drewnianymi domami i nowymi murowanymi, jak nasz Pensjonat za Borem, były bazą wypadową na wysokogórski trekking. Celem analizy zagrożeń, z jakimi mieliśmy się spotkać na trasie, zasiedliśmy wieczorem w bacówce i opracowaliśmy scenariusz wejścia.

Rankiem, po śniadaniu jedziemy samochodami na Przełęcz Krowiarki, najwyżej dostępną komunikacyjnie w Beskidach Zachodnich i posiadającą jeden z najwyżej położonych parkingów w Polsce (równia na wysokości 1013 m n.p.m.). Do szczytu czeka nas ponad dwugodzinny marsz z niebagatelnym 700-metrowym przewyższeniem. Po opłaceniu wstępu do Babiogórskiego Parku Narodowego dzielimy się na dwie grupy. Pierwsza wybiera wejście na Diablaka przez Akademicką Perć, druga popularnym Głównym Szlakiem Beskidzkim (ten najdłuższy szlak turystyczny w Polsce ma 517 km). Akademicka Perć jest najciekawszym i najtrudniejszym wejściem w Beskidach, prowadzącym na szczyt od północnej strony. Szlak ze względu na zagrożenie lawinowe jest zamykany zimą. Najniebezpieczniejszym miejscem jest ośmiometrowa pionowa ściana zwana Czarnym Dziobem, na którą wspina się wykorzystując łańcuchy i klamry. Trasa jest namiastką Orlej Perci w Tatrach Wysokich, choć wszelkie porównania byłyby nadużyciem.

Na Sokolicy 1367 m n.p.m.

Większość grupy wybiera bezpieczniejszą drogę, choć dającą równie zaskakujące emocje, szczególnie na szczycie. Idziemy granicznym polsko-słowackim szlakiem. Wzdłuż trasy przechodzimy po wkopanych w ścieżkę słupach granicznych – dzieci z lubością koncentrują się na liczeniu leżących słupów. Jest to pozostałość z II wojny światowej po granicy niemiecko-słowackiej, kiedy to okoliczne tereny Polski zostały wciągnięte do Rzeszy. Wspinając się mozolnie, mijamy kolejne wzniesienia, czyli Sokolicę z przepięknym tarasem widokowym i Gówniak osadzony już w gęstej mgle, z tablicą o oryginalnej nazwie, będącą popularnym tłem do zdjęć. Wychodzimy z regla górnego, atakuje nas coraz mocniejszy, północy wiatr, porywisty i zimny, tak mocny, że wyrywa kijki trekkingowe z rąk. O pięknym słońcu, towarzyszącym nam na dole w Krowiarkach już zapomnieliśmy, teraz schowało się za wełnianymi chmurami. Jesteśmy przygotowani na zimno, wczorajsze zapowiedzi mówiące o 13o C potraktowaliśmy poważnie. Jednak ziąb towarzyszący porywom wichury staje się nie do zniesienia.

 

Grupa uczestników Rajdu Rochaś VII na szczycie Babiej Góry 1725 m n.p.m.

Wchodzimy na szczyt Babiej Góry. W tym samym czasie druga grupa wynurza się z gęstej mgły, zmęczona, ale szczęśliwa, bo przecież pokonała o wiele trudniejszą Akademicką Perć. Witamy Asię i Andrzeja Zdobylaków oraz Igora Kochanowskiego. Na wierzchołku góry możemy schować się za ułożonym z kamieni - niczym mur podzamcza, wałem, chroni nas przed wiatrem, ale nie przed zimnem. Dzieci płaczą, zatroskane mamy wyciągają gorącą herbatę z plecaków, parę łyków, parę zdjęć na szczycie i schodzimy bezpośrednio do Schroniska w Markowych Szczawinach. Zejście po kamieniach pokrytych porostami musi być ostrożne, łatwo o upadek, trzymamy się za ręce, schodząc metr po metrze w stronę Przełęczy Brona (od staropolskiego słowa brona oznaczającego bramę). Już czujemy, że Diablak zdobyty, pokazał różki, pokazał na co stać żywioł przyrody. Poniżej przełęczy do schroniska pozostaje kilkanaście minut. Kiedy docieramy na miejsce, po ściągnięciu kurtek pędzimy do kuchni. A tutaj dość duży wybór regionalnych dań. Można odpocząć i ogrzać się. Ostatni dwugodzinny etap, przejście na parking w Krowiarkach, jest jak runda honorowa na stadionie. Rozmowy kwitną, dzieci zadowolone, dorośli nie mogą nachwalić się swojej przezorności, szczególnie ci, którzy zabrali czapki na trasę. Wieczorem, gdy już wszyscy dotarli do bazy, organizujemy biesiadę weterynaryjną w oryginalnej bacówce z paleniskiem pod dachem, dającej odprężenie po trudach całego dnia. Spotkaniu towarzyszy kultowe już wręczenie certyfikatów.

 

Uczestnicy Rajdu przed bacówką w Zubrzycy Górnej 

Rano w niedzielę, pozostaje nam tylko zrealizowanie ostatniej części Rajdu, czyli wizyta w Skansenie Orawskim. To całkiem ciekawe miejsce położone w Zubrzycy Górnej, nieopodal naszego pensjonatu, powstało na obszarze posiadłości darowanej przez sołtysio-szlachecki ród Moniaków (nasza gospodyni też z Moniaków). Zgromadzone w skansenie obiekty oddają wiernie charakter orawskiej wsi z młynem, kuźnią, tartakiem wodnym, foluszem i chałupą biednicką.

Skansen w Zubrzycy Górej

Przekonaliśmy się, że Orawa jest przepiękną etnograficznie krainą polsko-słowackiego pogranicza. Znamienne, że Orawianie do końca XIX w. nie mieli świadomości narodowej, ulegając wpływom węgierskim, słowackim i polskim, zachowując odmienność od Podhalan, widoczną między innymi w strojach ludowych.

Rajd Rochaś VII był jednym z ciekawszych organizowanych przez Opolską Izbę Lekarsko-Weterynaryjną. Po raz pierwszy zdobyliśmy pasmo alpejskie, doświadczyliśmy zmiennej pogody charakterystycznej na tych wysokościach i przeżyliśmy wspaniałą przygodę w familiarnej atmosferze. Opuszczając Orawę, mając w pamięci bohaterskie zdobycie Babiej Góry, z nadzieją patrzę na kolejne szczyty z Korony Gór Polskich. Być może pora na Wysokie Skałki w Pieninach, do których zdobycia już teraz zapraszam,

z turystycznym pozdrowieniem

Marek Wisła

- pozostałe zdjęcia na fanpage'u naszej Izby -