25 czerwca 2016r. odbył się I Spływ Kajakowy Opolskiej Izby Lekarsko - Weterynaryjnej. Zmagając się z nurtem Stobrawy 41 uczestników pokonało 7 km niepozornie wyglądającej rzeki. Nie zdawali oni sobie jednak sprawy z tego, że deklarując udział w spływie, przeżyją wyprawę swojego życia.

Już na dwa dni przed spływem, część uczestników (z właścicielem kajaków włącznie), zaczęła błagać   o deszcz, gdyż poziom wody w rzece był bardzo niski. Dodatkowo, ustalona rok wcześniej data i godzina okazały się być również datą i godziną meczu Polska- Szwajcaria na Euro 2016.

Pogoda jednak dopisała. A że dopisywała już wcześniej, znalezienie miejsca zbiórki okazało się niełatwe. Należało odnaleźć most i rzekę. W niewielkiej wsi Wałda mosty były nawet dwa, ale rzeki Stobrawy jeszcze nigdy nie było aż tak mało. Po samochodowym zamieszaniu na wąskiej drodze, wszystkim uczestnikom udało się zgromadzić na odpowiednim moście. Główny kajakarz powiatu kluczborskiego, Krzysztof Adamski udzielił nam niezbędnych i bardzo przejrzystych wskazówek, ubrał w kapoki, wsadził do kajaków i wysłał na „szerokie” wody, sam natomiast szybciutko udał się na mecz. On wiedział, że niepozorna rzeczka potrafi zaskoczyć, a świat z kajaka wygląda inaczej. Niczego nie świadomi, nagle znaleźliśmy się w dżungli pełnej owadów, szuwarów, oczeretów, atakującej roślinności oraz innych dziwów.

 Kol. Marcin Kuchciński oszołomiony Dziką Przyrodą

 

Mimo, że rzeka chwilami znikała pokryta moczarką, płynęliśmy dalej. Wiosła grzęzły w trawach, rzeka wiła się nie oszczędzając płynących, powietrze było gęste i lepkie. Wszyscy wiedzieliśmy, że odpocząć będziemy mogli dopiero w połowie trasy, za drugim mostem. Wysiłek jaki trzeba było włożyć w to, aby utrzymać się na wodzie i płynąć w odpowiednim kierunku był ogromny.

Kajakarze i kanadyjkarze podczas wspólnego zdjęcia

 

Gdy udało się nam dotrzeć do wyczekiwanej polanki, kajaki wyciągnęliśmy na brzeg i rozpoczęły się intensywne poszukiwania zasięgu. W chwili gdy wreszcie udało się nam połączyć z piłkarzami, Polacy strzelili gola!!! Radość nasza była nieopisana i wynagrodziła nam trudy pierwszej części wyprawy. Z ogromną nadzieję na wygraną i na łatwiejszą do pokonania drugą połowę spływu (gorzej już przecież być nie mogło) ruszyliśmy dalej. Ku niemiłemu zaskoczeniu, rzeka znów znikała, chwilami mieliśmy wrażenie, że płyniemy nie tam gdzie trzeba, że zgubiliśmy drogę, ale przecież innej nie było. Roślinność atakowała, owady się uzjadliwiały, rzeki zaczynało brakować, słońce nie odpuszczało i nagle las! Rzeka zaczęła się leniwie rozszerzać, drzewa rzuciły cień, wiatr dał ukojenie, owady zostały w tyle. Nareszcie zaczęliśmy słyszeć uderzenia wioseł o wodę.

Jednak nasza radość była krótka, przyroda postanowiła nas nie oszczędzać. Zabawiła się z nami na chwilę usypiając naszą czujność. Najpierw pojawiły się powalone drzewa, a razem z nimi pierwsze ofiary - nie każdy utrzymał się na wodzie.

Kol. Andrzej Zdobylak walczy z żywiołem Stobrawy

 

Odcinek leśny miał być ukojeniem i nagrodą za wszystkie trudy, rzeka okazała się być jednak bezlitosna. Znów zaczęła znikać, tym razem jednak bardziej podstępnie. Łodzie zamiast płynąć, musiały być co raz częściej ciągnięte. Upał dawał się we znaki, świadomość skończonego już pewnie meczu połączona z niepewnością wyniku wykańczały fizycznie i psychicznie uczestników. W chwili największego zwątpienia pojawił się most, a na nim pan Adamski krzyczący „Szybciej!! Będą karne!!!”. Nie trwało to długo, a cała grupa znalazła się na końcowym moście, udało się złapać zasięg. Na małym ekraniku w środku lasu pojawił się stadion. Emocje były ogromne, a największe w chwili gdy przy ostatnim strzale obraz się zatrzymał. Tablet się zawiesił.

Szczęśliwi dotarliśmy do Rancho, miejsce biesiady weterynaryjnej położone w Borach Stobrawskich. Kąpiel, ognisko, rozmowy i zapewnienia, że nigdy więcej żadnych rzek, i że góry są jednak najmilsze, zakończyły się późną nocą.

Nad ranem spadł deszcz. Oczyścił powietrze i pomógł odespać trudy wyprawy uczestnikom. Pewnie dzięki temu przy śniadaniu dało się słyszeć rozmowy, o tym, że skoro daliśmy radę Stobrawie, to warto byłoby spróbować podbić Małą Panew, a może i Odrę?

Komandor Opolskiego Weterynaryjnego Spływu Kajakowego

lek. wet. Urszula Giedrojć-Brzana

Więcej zdjęć na https://www.facebook.com/opolska.izba.lek.wet/?fref=ts