Poniżej prezentuję relację lek. wet. Grzegorza Sawoszczuka z wyprawy Polskie Himalaje 2018 – zorganizowanej z okazji 100-lecia odzyskania niepodległości, gdzie nasz Kolega dzielnie reprezentował lekarzy weterynarii. Relacja zamieszczona za zgodą Kujawsko-Pomorskiej Izby Lekarsko-Weterynaryjnej. (MW)
Nasza V-ka z Eskulapem powiewająca w Himalajach
Serdeczne podziękowania za zrozumienie, pomoc i wsparcie składam Prezesowi K-PIL-W Maciejowi Bachurskiemu oraz Radzie K-PIL-W
Grzegorz Sawoszczuk
Nadszedł czas realizacji projektu Polskie Himalaje 2018. Jako członek Naszej Korporacji przy bardzo dużej pomocy Krajowej Izby Lekarsko Weterynaryjnej oraz Kujawsko-Pomorskiej Izby Lekarsko Weterynaryjnej biorę udział w wyprawie na cześć 100 rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości. Celem wyprawy jest dojście do bazy pod Mont Everest. W trakcie wyprawy postaram się dumnie reprezentować Zawód Lekarza Weterynarii.
Wystartowałem z Okęcia. Po 12 godz. podróży z międzylądowaniem w Doha wylądowaliśmy w Katmandu. Pogoda przywitała Nas 23 stopniami i zachmurzonym niebem. Na spotkaniu organizacyjnym w hotelu okazało się ze względu na trudne warunki atmosferyczne istnieje ryzyko wstrzymania kolejnego przelotu na trasie Katmandu-Lukla skąd rozpoczyna się trekking do bazy. W sobotę o 4 rano startujemy na lotnisko aby podjąć próbę lotu. W głowach optymizm. W przypadku złej pogody skazani będziemy na podróż helikopterem co znacznie podróży koszty wyprawy.
O 4 rano pojawiliśmy się na lotnisku z nadzieja lotu do Lukli. Warunki pogodowe podobno dobre, ale w każdej chwili mogą odwołać lot. Następny za godzinę, dwie, cztery, kilka dni lub wcale. Wtedy helikopter. Przeszliśmy odprawę, hala odlotów i jest info lecimy. Wszyscy szczęśliwi. Lot spokojny, widoki piękne, lądowanie za względu na wielkość lotniska w Lukli nerwowe.
Przywitała nas temperatura ok. 1 stopnia. Przekazaliśmy cześć bagażu szerpom i start. Początek nie jest zły. Trekking mamy dziś krótki, ale różnica wysokości daje znać o sobie. Po 4 godz. dochodzimy do pierwszej loggy. Czekamy na drugą grupę. Niestety nie mieli tyle szczęście co my. Czekają na lotnisku 5 godz., ale lecą i pod wieczór dochodzą do Nas. Godz. 19:00 lądujemy w łóżkach. Odsypiamy.
6.30 wyjście, idziemy 12 km do Namche Bazar największej miejscowości na trasie ok 600 mieszkańców. Wchodzimy na miejsce noclegowe na wysokości 3400 m n.p.m. Organizm zachowuje się dziwnie. Tu zostajemy na dwie noce - aklimatyzacja.
Dzień w Namche Bazar
Mamy czas na aklimatyzację. Trasa krótka. Mamy wejść na 3880. Niby niewielka różnica wysokości, ale strome podejście. Krok żółwia. Jest trudno, organizm szaleje. W połowie trasy robi się troszkę lepiej. Na miejscu do którego idziemy mamy szansę zobaczyć Mont Everest. Niestety chmury. Przychodzi zwątpienie. A jak tak będzie do końca. Wszystko zależy od pogody. Powrót do loggy. Ostatnie pranie i suszenie na słońcu. Później temp nie pozwoli na pranie. Organizm powoli się przyzwyczaja do wysokości. Oby tak dalej.
Po aklimatyzacji idziemy dalej. Dziś mamy dojść do miejscowości Tengboche na wysokość 3860. Dzisiaj mamy szczęście. Po raz pierwszy pokazuje nam się Góra Gór - Mont Everest.
Grzegorz Sawoszczuk na tle Góry Gór
Robi wrażenie. Po południu dochodzimy na nocleg. W wiosce zlokalizowany jest klasztor buddyjski. Po sąsiedzku na kawałku trawy 12 osób gra w piłkę nożna. Nie podejmujemy wyzwania. Za mało tlenu. Kolejne dni trekkingu to zdobywanie wysokości, aklimatyzacja.
Dochodzimy do Dingboche na wysokości 4200. Tu w ramach aklimatyzacji wchodzimy na 5000 m. Wszyscy odczuwamy trudy. Widoki rekompensują wysiłek. Widać kolejne ośmiotysięczniki: Lothse, Makalu. Po południu wraz z częścią grupy idę do Memoriału Jerzego Kukuczki pod pd. ścianą Lhotse, gdzie zginął. Chwila zadumy. Wieczorem ostatnia szansa na prysznic. Następny za 4 dni. Temperatura pokojach noclegowych nie przekracza 6 stopni.
Piątek
Idziemy na nocleg na wysokości 5030 m.
Jutro dochodzimy do miejsca docelowego Everest Base Camp 5340
Sobota
Najważniejszy dzień wyprawy - Base Camp Mont Everest 5200-5300. 6:00 rano wyruszamy z miejscowości Lobouche( 4940) do miejscowości Gorak Shep (5164). Po 4 godz. wędrówki osiągamy Gorak S. Tutaj zostawiamy główne bagaże i po krótkim odpoczynku ruszamy do Bazy Głównej pod Mont Everestem. Miejsce obozowe większości wypraw na Górę Gór. Od Naszego miejsca noclegowego trasa przechodzi nieustannie góra- dół. Po 3 godz. marszu dochodzimy do Bazy Głównej.
Baza pod Mont Everest, 5200- 5300 m n.p.m.
Radość, pamiątkowe zdjęcia, zejście do podstawy lodowca Khumbu i jego Lodospadu Ice Fall( podobno najtrudniejszy odcinek wejścia na Mont Everest).
Droga powrotna na nocleg do Gorak Shape. Radość wejścia mącą problemy zdrowotne jednego z członków grupy-choroba wysokogórska. Na szczęście ma to miejsce ok km przed loggą noclegową. Dostaje leki. Jest poprawa. Przed nami kolejne wyzwanie: nocleg na 5164. Problemy z zaśnięciem. Ciężki oddech. Nieprzespana noc.
Niedziela
Najtrudniejszy dzień. Z częścią grupy wchodzimy na szczyt Kala Patter 5643 m npm znajdującego się u podstawy pd ściany Pumori. Wejście bardzo trudne, nieustannie pod górę.
Ze szczytu piękne widoki zwłaszcza na M Everest. Po sesji zdjęciowej szybki zejście do loggy na gorąca okropna zupę i kolejne 9 km do miejscowości Periche (4100). O 17:00 dochodzimy na miejsce. Zmęczenie. Nocleg
Temperatura w pokoju rankiem 1 stopień.
Dzień przerwy.
Teraz już będzie w większości z górki.
lek. wet. Grzegorz Sawoszczuk
- więcej zdjęć na stronie http://kpilw.pl/