Rajd Rochaś IX
Zdobywając kolejne perły z Korony Gór Polski, wyruszyliśmy w pierwszy weekend wakacji do Sromowców Niżnych. Ta urokliwa wioska położona w Pieninach, wciśnięta miedzy masyw Trzech Koron a Dunajec, była przez trzy dni naszą bazą. Odmiennie od poprzednich rajdów, ten łączył tradycyjną turystykę górską z bardziej rekreacyjnym sposobem spędzania czasu – spływem Przełomem Dunajca. Realizując założenie, że wyjazd ma charakter rodzinny, wybraliśmy różne stopnie trudności trasy górskiej, aby rodziny z małymi dziećmi mogły czynnie uczestniczyć w rajdzie. Od najkrótszej 8,5 km – prowadzącej na Trzy Korony 982 m n.p.m., do 34 km przez Wysoką 1050 m n.p.m. i słowacką część Pienin.
Po przyjeździe do Pensjonatu Lucyna na odprawie, w której uczestniczyli wszyscy turyści – 37 osób, Komandor Rajdu Igor Kochanowski przedstawił propozycje wędrówki, czyli cztery warianty trasy. Ogromnym zmartwieniem była druzgocząca prognoza pogody, zakładająca ponadskalowe opady deszczu i liczne burze przez całą nadchodzącą sobotę. Budząc się rano, z niepewnością wyglądałem przez okno. Niestety padał rzęsisty deszcz. Jednak w trakcie śniadania zaczęło się przejaśniać i punktualnie o 9.00, jak planowano wymarsz, przestało padać a słońce towarzyszyło nam do wieczora.
Uczestnicy Rajdu na szczycie Trzech Koron
Wychodzimy zwartą grupą, mimo tego już po kilkuset metrach przy Schronisku Trzy Korony stawka zaczyna się rozciągać. Kusi stragan z pamiątkami, sklepik PTTK, dzieci zaczynają marudzić, ale nie możemy się ociągać bo pierwszy etap – zdobycie trzech Koron, dla części jest zrealizowaniem całodziennego planu, natomiast pozostała grupa ma jeszcze wiele godzin marszu. Mimo dużego przewyższenia wspinamy się dość sprawnie w parnej atmosferze i przebijających się przez chmury promieniach czerwcowego słońca. Stały kontakt przez Walkie-talkie z Andrzejem Zdobylakiem, który tworzy szpicę, pozwala na bieżącą kontrolę grupy, ja idę z tyłu zamykając rajd. Mimo wczorajszych obaw, nasze plany zrobienia zbiorowego zdjęcia na szczycie Trzech Koron spełniają się, w całości spotykamy się przy Okrąglicy. Krótki odpoczynek i część turystów z małymi dziećmi, a najmłodsza turystka, moja wnuczka Zuzanna – w nosidełku na plecach mamy, schodzi do Sromowców Niżnych. Pozostali wyruszają w stronę Białej Skały, szkoda czasu, skoro już prawie południe a przed nami szmat drogi. Dzielimy się na kilkuosobowe zespoły. Idąc wzdłuż grani Wysokich Pienin, podziwiając wijący się w dole Dunajec, mijamy Sokolicę i schodzimy do przeprawy przy Białej Skale. Jedyny sposób by dostać się na prawą stronę Dunajca, łódź flisacka przybija do prowizorycznej przystani, i za niewielką opłatą przewozi nas na ruchliwą turystyczną drogę Szczawnica – Czerwony Klasztor. Ta bardzo popularna droga prowadząca na słowacką stronę, przypomina ruchliwe deptaki z pasami dla pieszych i mknącymi brawurowo rowerzystami.
Część naszej grupy idzie w górę rzeki, aby po 9. km dotrzeć do bazy, najwytrwalsi idą dalej w stronę Wysokiej. Po drodze mijamy Schronisko PTTK Orlicę i wspinamy się dość ostrym szlakiem w stronę Szafranówki. Jednak to nie stromizna jest prawdziwym wyzwaniem, ale grząskie, ilaste zbocze. Po wcześniejszych ulewach, nie sposób przejść tradycyjnie, na nogach, trzeba „po małpiemu” trzymać się gałęzi, krzaków i wciągać powoli do góry. Trasa jest pusta, w odróżnieniu od drogi przy Dunajcu, jeszcze słychać jej gwar. Na trasie spotykamy Pana, który ze strachem wczepiony w drzewo, stoi jak zamarły. Pytamy, czy nie potrzebuje pomocy, odpowiada, że jest w porządku. Brniemy dalej. Z wysokością i wypłaszczeniem terenu problemy znikają. Dostajemy się jakby do innego świata, piękne widoki, same łąki, lasy i owce schowane przed słońcem pod drzewami. Brak turystów, w małej bacówce produkcja tradycyjnych serów. Po namyśle rezygnujemy z przeprowadzenia kontroli, nie mamy pieczątek. W końcu pokonując liczne strome górki, docieramy o 17.30 do najwyższej, choć leżącej w Pieninach Małych - Wysokiej.Zdobywcy
Zdobywcy Wysokiej
Na platformę wchodzą Ewa Jatkiewicz, Andrzej Zdobylak, Michał Kaczmarowski i piszący te słowa Marek Wisła. Kilka zdjęć i zmiana planu, jest późno i nie zdążymy przed zmrokiem do Sromowiec, więc wybieramy wariant alternatywny, zejście przez wąwóz Homole do Jaworek, potem busami do bazy. Choć jest już szarawo, wspaniałe formacje skalne Homoli, imponujące w blaskach zachodzącego słońca, potwierdzają słuszność zmiany trasy. Możemy podziwiać kaskady, mosty, drabinki, nawisy skalne - inspiracja nie tylko dla artystów. Wysokie ściany są zbudowane z wapienia krynoidowego w białych i czerwonych kolorach. W końcu dochodzimy do wioski, cudem łapiemy przedostatniego busa do Szczawnicy, potem meldujemy się w bazie. Krótszą drogę na Wysoką z samych Jaworek wybierają Sławomir Wypchło-Pomorski i Karolina Pomorska-Wypchło, zdobywając górę samodzielnie. Jedyny śmiałek, który przeszedł całą 34. km pętlę, wracając słowacką stroną Michał Lubszczyk jest już w bazie i parzy nam herbatę malinową.
Zaczynamy uroczyste wręczenie certyfikatów, przebiegające w fantastycznej zabawnej atmosferze i biesiadę weterynaryjną. Panuje entuzjastyczna atmosfera, nie szczędzimy pochwał Komandorowi Rajdu Igorowi Kochanowskiemu za organizację i nie wierzymy, że udało się nam zdobyć Trzy Korony i Wysoką bez kropli deszczu, choć jeszcze w piątek prognozy były koszmarne. Zabawa trwa do późnego wieczora, dzieci nie chcą spać, gwiazdy łaskawie przebijają się przez granatowe niebo, mamy najkrótszą noc w roku.
W niedzielę odbył się zaplanowany spływ Przełomem Dunajca. Z poziomu wody podziwialiśmy skałki zdobyte dzień wcześniej. Flisak ciekawie opowiadał o historii tych ziem, o górach i etymologii słowa Dunajec. Półtorej godziny szybko minęło i dotarliśmy do przystani w Szczawnicy.
Jest już plan na przyszły rok. Jubileuszowy Rajd Rochaś X odbędzie się w Gorcach, będziemy zdobywać Turbacz. Serdecznie zapraszam na wspólne wędrowanie po górach,
z turystycznym pozdrowieniem
Marek Wisła