Poniżej zamieszczamy relację Michała Kaczmarowskiego ze zdobycia Rysów 25 czerwca 2021 r., dzień przed Rajdem Rochaś XI, który miałmiejsce w Gorcach (red.)
Kol. Michał Kaczmarowski na Rysach
Ze względu na dużą ilość śniegu i niebezpieczne warunki na szlaku wiodącym z Morskiego Oka na szczyt Rysów wybrałem wejście od strony słowackiej. W tej wersji jednak należało przekroczyć granicę przy aktualnych obostrzeniach. Jednym ze sposobów, z którego skorzystałem było wykorzystanie zaświadczenia o przyjętym szczepieniu przeciwko COVID-19 w języku angielskim oraz rejestracja wyjazdu na odpowiedniej stronie naszych południowych sąsiadów.
Wyprawa rozpoczęła się w piątek - wyjazd z Nowego Targu o godzinie 4:00, do przejechania miałem ok 70 km, więc o 5:20 byłem na parkingu u wejścia do Tatrzańskiego Parku Narodowego. Z tego miejsca prowadzi 4 km droga asfaltowa do schroniska Nad Popradzkim Stawem. Droga jest niedostępna dla ruchu samochodowego, ale stanowi szlak pieszy i rowerowy. W celu przyspieszenia wyprawy i rozłożenia sił zabrałem rower w samochodzie i pojechałem nim do schroniska, gdzie został zaparkowany. Dalej na najwyższy szczyt Polski wiedzie pieszy szlak. Przy jego rozpoczęciu zawsze leżą bagaże do wniesienia na plecach do schroniska Chata Pod Rysami, gdyż jest to jedyny sposób zaopatrzenia tego obiektu. Bagaże może wnieść każdy, ale ze względu na moją kondycję nie podjąłem się takiego zadania. Pogoda na razie słoneczna z pojedynczymi chmurami. Dolina o tej porze dnia jest w cieniu co daje ochronę przed gorącymi promieniami słonecznymi.
Początkowa trasa biegnie przez las szlakiem niebieskim, który po ok 30 min dochodzi do Rozdroża Nad Żabim Potokiem, na wysokości około 1600 m n.p.m. Szlak jest dość łatwy i mało stromy. Od rozdroża ruszyłem szlakiem czerwonym w kierunku Chaty Pod Rysami. Trasa jest krótka - ok 3 km, ale ma aż 600 m przewyższenia. Początkowo prowadzi stromo w górę po kamiennych stopniach wśród kosodrzewiny i skał, dwukrotnie przechodząc przez potok. To są miejsca na zaczerpnięcie czystej wody zdatnej do picia oraz obmycie spoconej twarzy. Na wysokości około 1850 m n.p.m. szlak dochodzi nad Żabie Stawy. W tym miejscu na szlaku znajdowały się pierwsze płaty śniegu, początkowo położone płasko lecz później coraz bardziej strome i pochyłe. Niektóre z nich kończyły się w lodowatej wodzie stawu. Poślizgnięcie groziło zjazdem kilkadziesiąt metrów w dół, dlatego zdecydowałem się na założenie raczków jako nakładek na buty. Chodzenie w raczkach sprawiało komfort w poruszaniu się po śniegu, ale utrudniało chodzenie po skałach.
Po minięciu Żabiego Stawu szlak biegnie coraz bardziej stromo dochodząc do newralgicznego skalnego odcinka, gdzie znajdują się sztuczne ułatwienia w postaci metalowych łańcuchów, klamer i drabinek. Jest to odcinek używany tylko w okresie letnim. Kiedy w tym miejscu zalega śnieg - używane jest bardziej łagodne, choć i tak bardzo strome wejście zimowe. Za odcinkiem z ułatwieniami szlak pnie się w górę po skalistych schodach. W tym miejscu był olbrzymi płat śniegu, który turyści pokonywali prosto w górę bardzo stromo. Po pokonaniu tej przeszkody widać było schronisko, w którym zatrzymałem się, aby przybić pamiątkową pieczątkę oraz wypić kubek herbaty za 2 euro. Była to chwila odpoczynku przed dalszą wędrówką. Chata Pod Rysami została wzniesiona na wysokości 2250 m n.p.m. i jest najwyżej położonym schroniskiem w Tatrach. Z tego miejsca pozostaje jeszcze ok 1 km wędrówki i aż 250 m przewyższenia. Nad schroniskiem znajduje się największy płat śniegu zalegający na szlaku nawet do połowy lata. Osiągając górną granicę tego płata znalazłem się na przełęczy pomiędzy Doliną Mięguszowiecką a Doliną Białej Wody. Dalej szlak wije się w górę kamiennymi stopniami, przykrytymi drobnymi płatami śniegu. W końcowym odcinku szlak biegnie coraz bardziej stromo po skalnych półkach. Dzięki lokalizacji jest codziennie ogrzewany przez słońce i nie ma na nim już w ogóle śniegu, w przeciwieństwie do polskiej strony. Dzięki temu wejście od strony słowackiej było dużo łatwiejsze dla mniej doświadczonych turystów.
Po dotarciu na szczyt, po kilkugodzinnej wędrówce spotkałem turystę, który wszedł na szczyt od polskiej strony z czekanem w ręku i rakach na butach. Dowiedziałem się od niego, że warunki na naszym szlaku są nadal zimowe, a pod szczytem odcinek niemożliwy do pokonania bez sprzętu alpinistycznego ze względu na znaczne oblodzenie. Na dachu Polski pamiątkowa fotka z widokiem na naszą stronę Tatr z charakterystycznym słupkiem granicznym.
Żabi staw
Powrót w dół tą samą drogą, na której pojawiło się znacznie więcej turystów w porównaniu do drogi w górę. Podczas zejścia dolina jest już nasłoneczniona, ale w dolnym jej odcinku na niebie pojawia się coraz więcej chmur. Przed dojściem do Popradzkiego stawu zaczyna kropić deszcz. Rower czekający przy schronisku przy Popradzkim Stawie dał wytchnienie stopom zamieniając 4 km marszu po twardym asfalcie w szybką jazdę do parkingu z zachowaniem ostrożności podczas wymijania grup turystów. Po opuszczeniu parkingu znów zaczyna padać deszcz tym razem coraz mocniej, po krótkim czasie przechodzi w ulewę. Widok na Tatry przesłania mgła. Poranne wycieczki zwykle obarczone są mniejszym ryzykiem pogorszenia pogody.